
Żywioł ludowy
Czysto rodzimego żywiołu ludowego w zwyczajach i obyczajach, w wyobrażeniach religijnych, w podaniach i pieśniach, trzeba szukać przede wszystkim u wieśniaka krakowskiego (chrobackiego) i podolskiego. Reszta ludności Galicyi, z wyjątkiem Hucułów, zbyt uległa różnym mięszaninom, ażeby mogła w znaczniejszym stopniu posiadać jeszcze swą pierwotność i jednolitość. Należałoby szukać przedewszystkiem u Rusinów tego, co najpierwotniejsze w ludowych wierzeniach i obyczajach. Kiedy odznaczająca Rusina niesłychana nabożność, obok gorliwości nauczycielskiej ich duchowieństwa, przez całe wieki jak najstaranniej zmierzały do wyplenienia pogańskiej tradycyi, a przynajmniej do pogodzenia jej z chrześcijaństwem. Toteż wszystkie imiona bożków zniknęły doprawdy z ludowej wyobraźni, z jednym wyjątkiem Łado, który znachodzi się w niektórych pieśniach; Swarożit i Swantewit, wszechpotężni niegdyś nad Dnieprem i Dniestrem, są dziś dla Rusina nieznanemi zgoła nazwami; ale za to otacza go ciągle jeszcze cały rój istot nadprzyrodzonych, chrześcijańskie nabożeństwo za zmarłych łączy się z zabobonnym kultem nieboszczyków, kościelne niebo ze świętymi sklepi się nad ziemią zaludnioną cudami i fantazmagoryami duchów strzyg i rusałek.
Również u Krakowiaka do uroczystości chrześcijańskich przyplątują się starodawne zwyczaje o charakterze pogańskim, albo i odwrotnie. Najwięcej pierwiastków pogańskich zawiera słowiańska Kupała, obchodzona w ziemi krakowskiej w nocy Zielonych Świątek, a w reszcie Galicyi w noc św. Jana, 24 czerwca. Oryginalną jest w Krakowie uroczystość Rękawki, obchodzona we wtorek świąteczny na wzgórzu Krzemionkach. Ze spadzistych złomów ciska się na tłum uliczników jaja, bułki, owoce, a wyrostki wyprawiają akrobatyczne sztuczki i staczają utarczki. Tradycya łączy Rękawkę z pamiątką mitycznego założyciela miasta, Krakusa, któremu wdzięczny lud usypał olbrzymią mogiłę, kopiec, istniejący do dziś dnia na Krzemionkach. Ale pogromca smoka, Krakus, jest postacią mitologiczną, a kopiec mogilny prawdopodobnie ołtarzem ofiarnym: a zatem cała uroczystość bardzo prawdopodobnie reminiscencyą pogańskiego święta wiosennego. Wszak Kraków ma drugą uroczystość, przypadającą na oktawę Bożego Ciała, a która cechuje to miasto jako prastarą siedzibę pogańskiego kultu. Jest to Lajkonik, pochód, w którym mężczyzna przebrany po wschodniemu występuje na drewnianym koniu i przy muzyce i śpiewie rozbija się wśród tłumu, jako pan i władca rozdający razy. Dokomponowano wprawdzie do Lajkonika historyczną tradycyę. Przypuszcza się, że to przed wiekami urządzono na pamiątkę jakiejś bohaterskiej walki z Mongołami, ale takie urządzenie, jest wyjaśnieniem bardzo naciąganem i nieprawdopodobnem, a znaczącem jest natomiast, że Lajkonik schodzi się z uroczystością boga Światowita, objeżdżającego świat konno. Szczególniejsza, że Lajkonik zajeżdza właśnie przed pałac biskupi i corocznie odbiera tu podarunek. Kościół w swej roztropności tolerował Rękawkę i Lajkonika. Mogile ofiarniczej Krakusa przeciwstawił tam kościół św. Benedykta, takiejże mogile Wandy klasztor Cystersów Clara Tumba (Mogiła Pańska).
Rusin zachowuje zasadnicze pojęcia, tkwiące w poszczególnych obrzędach, o wiele lepiej w pierwotnym kształcie także w demonologii. Zabobonni są obaj, ale Rusin bez porównania bardziej. Wieśniak wyda córkę za porządnego niby parobczaka, a wkrótce spostrzega ze smutkiem, że ją zaniedbuje. Szuka tedy tułającego się po nocach zięcia i widzi, jak ten w stajni wdziewa wilczą skórę i wybiega do kompanów, co na wysokiem wzgórzu wyją przy księżycu. Zięć wilkołakiem! – Furmani poprzyjaźnią się z kolegą, który im przypada do smaku, człowiek spokojny i wesół. Naraz posępnieje i przyznaje się, że on jest Dżumą, że jest opętany przez takiego ducha, który go zmusza mordować ludzi przez rok. Umyka, z daleka tylko widać, jak podnosi w górę głowę i ręce i rączym krokiem podchodzi do mieszkań ludzkich! A jeżeli te zjawiska należą do rzadszych, toć czarownice znajdują się niemal w każdej wsi. Czarnoksięstwo jest wrodzonem; zdarzają się młode dziewczęta, które się na tem znają. Dokuczyć komuś i zrobić szkodę, należy do ich rzemiosła: tak np. ubytek mleka u krów przypisuje się wyłącznie czarom. Sprowadzają one też choroby i śmierć. Czarownice tworzą stowarzyszenie, które wyszydza święte krzyże i odbywa przejażdżki na Łysą górę. Mogą przybierać różne postacie, zamieniać się w psy i koty, ażeby ujść pogoni. Poza całą ich działalnością stoi wielki bezimienny, bezpjatek (bezpięty), nieczysta siła, djabeł w swej własnej osobie. Niektórzy ludzie posiadają część jego wiedzy, i umieją rozbroić jego siłę; są to znachory, u których też ustawicznie zasięga się rady. Są też charakterniki, których strzał się nie ima, a sami nigdy nie chybiają. Tak zwani płanetnicy mają moc nad gradem i deszczem. Większa część chorób leczy się u znachorów i znachorek za pomocą zażegnywania formułkami. W ten sposób Rusin żyje w świecie czarów, dosłownie; i to przyczyniło się niewątpliwie do wyrobienia w jego charakterze tego rysu podejrzliwości, który jest taką wybitną cechą jego.