
O Galicyi i Lodomeryi
Galicya, ojczyzna Polaków, Rusinów, Żydów i innych jeszcze narodów w Austryi, należy niewątpliwie do tych krain, o które się najmniej troszczono w geografii powszechnej i specyalnej austriackiej. Podręczniki, a nawet większe dzieła zbywają ten kraj jak najkrócej byle czem i rzadko też kiedy podróżni obiorą go sobie za przedmiot poważnych roztrząsań; ale zato tem częściej pozwalają sobie użyć na jego stosunkach rozmachu pióra tendencyjni korespondenci przeróżnych odcieni, którzy kładą obok siebie i prawdę i kłamstwo w rembrandtowskim światłocieniu, dalecy jednak bardzo od tego, żeby rozproszyć panujące ciemności. W ten sposób dzieje się, że publiczność europejska pozwala sobie opowiadać o Galicyi niestworzone rzeczy w nowellach, powieściach i dziennikach, z obojętnością, godną chyba jakiego bajecznego pays de Cocagne. Znaczną część winy tego zaniedbania przypisać sobie muszą zapewne sami krajowcy.
Na mapie całego państwa austryackiego stanowi Galicya kraj wysunięty na wielką t. zw. sarmacką nizinę poza graniczną linię Karpatów. Historya polityczna przyłączyła go do krajów dziedzicznych dynastyi habsbursko-lotaryńskiej; od r. 1773 odkąd przez pierwszy rozbiór Polski powstało to rewindykowane królestwo Galicyi i Lodomeryi, zmieniało ono trzykrotnie granice: w roku 1795 przez dołączenie Lubelskiego i Chełmskiego, w 1815 r. przez utratę tych krain a rozszerzenie granic w stronę Podola, a w r. 1846 przez zajęcie W. Księztwa Krakowskiego, wówczas Wolnego Miasta z okręgiem. Ten duży kraj zakarpacki, jakkolwiek z zasady stoi przy Zachodzie i Austryi, uważać jednak trzeba koniecznie za wycinek tylko z wielkiego koła etnograficznego, wycinek, który uniknąwszy wśród politycznych przemian Europy północnej topieli, wyczekuje dalszego rozwikłania dziejów, jako grobla wysunięta naprzód, czująca i myśląca, a z konieczności wystawiona na podmywanie przez przeróżne fale.
Nabytek, jakim jest Galicya, ma wyłącznie polityczną cechę, nie wytworzyły go żadne inne względy, to też i życie narodowe w zakarpackim kraju składa się – z fragmentów. Dwa główne narody, polski i ruski, ściśle złączone i zżyte z sobą na wskroś, mają swych rodaków a nawet wprost krewnych na rozległych przestrzeniach ościennych państw i żadną miarą nie mogą pozostać obojętnemi na silne prądy życia w swym rodzimym etnograficznym związku, pod względem narodowym, społecznym, ekonomicznym, literackim i religijnym.
Zdaje się, że za pradawnych czasów ludność polska wyparła ku wschodowi ludność ruską. Jest natomiast sprawdzonym historycznym faktem, że ludność ta wkraczała w czasach późniejszych całą ławą na ziemię ruską, mieszała się tu nieustannie z autochtonami, zatraciwszy przytem język ojczysty i rodzimy obrządek; pozostali polskimi do dziś dnia liczni mieszkańcy miast czerwonoruskich, a polskimi i rzymsko-katolickimi osadnicy późniejsi, w okolicach Sokolnik, Hodowicy, Zubrzy i Czyszek, gdzie zowią się też Mazurami albo po prostu Polakami. W ten sposób zatraciły się w niejednej okolicy Galicyi wschodniej przeciwieństwa żywiołu polskiego a ruskiego, i w ogóle mało się one dadzą uczuć wśród spokojnego sąsiedzkiego pożycia; ale za to na prastarej granicy polsko-ruskiej w Galicyi zachodniej przeciwieństwa te występują wybitnie, a wobec polskiego chłopa-sąsiada okazuje Ruśniak niejedną właściwość świadczącą, że tu już od początku zachodziły istotne różnice etnograficzne.
Granica etnograficzna pomiędzy tymi dwoma plemionami rozpoczyna się od Ulanowa, przy ujściu Tanwi do Sanu na prawym brzegu; następnie, przekroczywszy San, posuwając się na południe, zbacza coraz bardziej ku zachodowi na Leżajsk i Brzozów; od Iwonicza biegnie wprost ku zachodowi na Żmigrod, Gorlice, Grybów i dochodzi doliną Popradu do Leluchowa. Widzimy zatem, że polska część etnograficzna stanowi mniej więcej czwartą część Galicyi, a tymczasem polska ludność przeszło o pół miliona jest większą od rusińskiej. Przewagę tę wyjaśnia fakt, że we wschodniej Galicyi są liczne wioski i osady Mazurskie, że miasta większe przeważnie są polskie, że właściciele większych posiadłości i liczna inteligencya mówią po polsku. Rusińska ludność, chociaż mniej liczna od polskiej, zajęła znacznie większą część Karpat i równin galicyjskich. W Karpatach jest ona znana głównie pod nazwą Łemków, Bojków i Hucułów. Niezbadane bliżej stosunki lokalne oddziaływają gdzieniegdzie szkodliwie na fizyczny rozwój ludności; i tak spotykamy w okolicach Piwniczny, Grybowa, Tylicza i Muszyny plemię słabe, źle zbudowane, zeszpecone wolami. Źle też wyrasta Rusin na środkowym Bieskidzie. Wzrostu wysokiego, ale słaby i ułomny, biernego usposobienia, melancholiczny na wskróś, a używający szczególnej gwary. Podupadły też w kolei czasów stare wsie z ludnością wołoską w okolicach Ustrzyk, Lutowisk i Tyrawy wołoskiej, znane dobrze z XV. w. z hodowli bydła, a obdarzone ciekawym samorządem pod własnymi wojewodami; tem ciekawsi są za to mieszkańcy wschodniego, wysokiego Bieskidu, zwani w ogóle Werchowińcami, ale dzielący się na całkiem różne szczepy Bojków i Tucholców, tudzież szczep Hucułów najdalej na wschodzie.
Żydzi po wypędzeniu z Węgier przez króla Ludwika I. (1335) przybyli do Polski i do Galicyi w mnogiej liczbie, gdzie od króla Kazimierza W. przywilejami obdarzeni, po największej części po miastach osadzeni zostali. Żyją teraz po całym kraju rozsypani i trudnią się w miastach handlem, rymarkiem lub mało znaczącym rzemiosłem, po wsiach zaś wyszynkiem trunków, gdzieniegdzie i dzierżawieniem dóbr. Chodzą zwykle w długich sukniach czarnego koloru i futrzanych czapkach lub niskich kapeluszach; ale bogatsi zaczynają już i niemieckie stroje przywdziewać i więcej poloru nabierać. Mówią mieszaniną hebrajskiego i niemieckiego języka, często zepsutą polszczyzną i są wyznania mojżeszowego, którego obrzędy ściśle zachowują. Przyczynę ich kulturalnej odrębności stanowi odrębność życia, kahały i szkoły. Zewsząd odganiani musieli Żydzi wytworzyć własne akademie, w których wykładano jedynie Talmud. Metoda rabinów polskich zapoczątkowana przez Jakóba Pollaka (um. 1530 r.) wymagała obok gruntownej znajomości Talmudu, niezwykłej biegłości w budowaniu wniosków za pomocą premiss ściągniętych z całej literatury talmudycznej. Była ta >>sofisterya<< uboczną zabawką, lecz już w XVII. w. opanowała całe studyum, i ten uchodził za bardziej uczonego, który kunsztowniejszy gmach przesłanek zbudował, by potem jedną nową przesłanką cały gmach zburzyć. System ten zwano pilpul (pieprz) i stał się koroną nauki talmudycznej. Nawet jego wrogowie walczyli metodą pilpulistyczną, by nie uchodzić za nieuków. W XVIII. w. nauka Talmudu skostniała; mali epigonowie wielkich nauczycieli XVI. i XVII. wieku pisali komentarze do komentarzy, a do tych komentarzy superkomentarze; rabinat był kupny, pieniądz i protekcja rozszerzały wszędzie symonię, a kto się raz dostał na stołek rabinacki, nadużywał swego stanowiska na sejmikach i sejmach. Lud prosty uciskany przez oligarchię kahalną, niedopuszczony do życia synagogalnego, wyszydzany i wyśmiewany, skłaniał się ku mistyce i rychło znaleźli się mężowie, którzy go ku wyżynom, czy nizinom tej nauki powiedli.
Szczególniej pomyślna gwiazda przyświecała dawnym przybyszom ormiańskim, datującym od XII. wieku. Główny orszak tej imigracyi w wieku XV. przenosił 3 000 rodzin, które szukały schronienia przed jarzmem tureckiem, na Podolu i Pokuciu. Oszczędni i przedsiębiorczy, z równą gorliwością oddani rolnictwu i handlowi, krzepiąc się ścisłą solidarnością, są dzisiejsi Ormianie, których liczba nie przenosi 2 400 dusz, właścicielami najżyźniejszych gruntów Podola i Pokucia; mieszczanami są tylko w Kutach. Poznać ich łatwo na pierwsze wejrzenie po rysach wschodnich, czarnych włosach i dużym orlim nosie. Od XVII. wieku są wyznania ormiańsko-katolickiego, język ich żyje już tylko w obrzędach kościelnych, a kazania w pięciu parafiach arcybiskupstwa ormiańskiego odbywają się po polsku.